Wiele się działo ciekawego w ostatnich dniach, więc w nowym odcinku JD Blog postanowiłem napisać kilka słów o tych wydarzeniach. Zapraszam!
Polk vs Negreanu
Z całą pewnością nie tak sobie wyobrażał Doug Polk pojedynek z Danielem Negreanu. Owszem, przegrał pierwszą sesję live, ale było to zaledwie 200 rozdań i panowie przenieśli się do sieci. A to miało być królestwo Polka, jego niezdobyta twierdza, jego bastion. To tu miał czuć się najlepiej, tu miał zrobić z Kanadyjczyka dżemik. Tu miał szybko pokazać swoją dominację w tej formule i na tych stawkach. W końcu robił to przez większość swojej pokerowej kariery…
I wszystko byłoby pięknie ładnie, bo pierwsze sesje online dokładnie tak przebiegały. Problem w tym, że z taką koleją rzeczy nie chciał się zgodzić i jej zaakceptować sam Negreanu. Nie minęło wiele czasu, a zaczął się Polkowi odgryzać. Ba, odrobił straty i nawet wyszedł już na prowadzenie! Co prawda w kolejnej sesji ponownie je stracił i gra znowu wróciła praktycznie do stanu początkowego, ale fakt jest taki, że DNegs nie jest tu z całą pewnością chłopcem do bicia. Potrafił się przystosować do panujących warunków i nawet w sieci i przeciwko Polkowi pokazuje pokerowy pazur.
Po pierwszej sesji pisałem na blogu, że było to dość nudne widowisko, które uratowało kilka rozdań w samej końcówce. Teraz, podczas trwania pojedynku w sieci, jest jednak o wiele ciekawiej, bo nawet w poszczególnych sesjach sytuacja potrafi się zmieniać jak w kalejdoskopie. Bodajże w piątej odsłonie rywalizacji już w pewnym momencie pisałem, że nadciąga kolejna wielka torba, bo Daniel leciał już na 100k$, a zakończył tę sesję ponad 200k$ do przodu!
Doug Polk today 😂 pic.twitter.com/ppgvAcdXuD
— Rafał Gładysz ♠️♥️♣️♦️ (@JD_poker) November 14, 2020
Co ciekawe, ma on już na koncie trzy wygrane sesje na ponad 200k$ na dwie takie wygrane Polka (piszę te słowa podczas trwania poniedziałkowej, dziesiątej odsłony tego pojedynku). Nikt nie zna tu więc dnia ani godziny, wszystko jest możliwe i wynik tego pojedynku chyba nie będzie znany zbyt szybko. I dobrze, będą chociaż jakieś emocje!
Ciekawostką jest jednak fakt, że Dougowi Polkowi chyba spodobała się taka forma pokerowej rywalizacji, bo już na Twitterze szuka kolejnych rywali. I to nie byle jakich, bo dyskutował na ten temat z Doylem Brunsonem (mówiąc precyzyjnie – mowa tu o grze na żywo, twarzą w twarz) i Billem Perkinsem, któremu daje oddsy… 500.000 do 1! Co prawda Perkins może postawić na siebie tylko dolara (choć sam zainteresowany wolałby postawić 10$), ale i tak może to robić wrażenie. Czy dojdzie do kolejnych epickich starć?
PartyPoker – game over
Chyba dość niespodziewanie gruchnęła ostatnio informacja, że Party wycofuje się ze wszystkich nieuregulowanych rynków, w tym z Polski. Powodem decyzji jest oficjalnie wejście na rynek amerykański, do czego Party potrzebuje „czystych papierów”. Nie ma co gadać – jest to na pewno jakiś cios dla polskich graczy, bo od paru lat wielu z nich wiernie tam grało i zostawiało sporo rake’u.
Od 17 grudnia PartyPoker zablokuje polskich graczy… pic.twitter.com/BFVb8SVfmq
— Rafał Gładysz ♠️♥️♣️♦️ (@JD_poker) November 13, 2020
Co to może oznaczać dla polskich pokerzystów? Przede wszystkim jeszcze większą centralizację i skupienie pokerowego ruchu w Polsce wokół dwóch największych roomów – GGNetwork i PokerStars. Osobiście nie jestem zachwycony takim rozwiązaniem, bo uważam, że tylko duża konkurencja jest w stanie zmuszać operatorów do walki o klienta, a co za tym idzie – proponowania im np. różnych promocji, organizowania dla nich specjalnych eventów itp. PS już dawno wypięło na polski rynek dupę (zresztą nie tylko na ten polski, ogólnie wypinają dupę na graczy od dawna), a GG co prawda coś tam zaczyna rzeźbić wokół polskich zawodników, ale umówmy się – jak nie będą musieli (a zaraz nie będą), to też długo to raczej nie potrwa (ale obym się mylił).
Wiele razy na naszych streamach rozmawialiśmy o tym, co dzieje się na Party i w sumie można się było chyba tego spodziewać. Mówiłem już kilka razy o tym, jak zareagował Rob Yong na moje pytanie, jak sobie wyobrażają funkcjonowanie polskich graczy przy grze pod nazwiskami zamiast nicków. Jego odpowiedź w stylu „Nie możemy się oglądać na nieuregulowane rynki” już wtedy pokazywała, że Polska nie jest dla nich żadnych priorytetem (i dziwne, żeby była) i w każdej chwili może zostać po prostu poświęcona ku chwale większej sprawy, co dzieje się właśnie teraz.
W związku z wyjściem PartyPoker z Polski przygotowaliśmy dla Czytelników RailMe.com nową promocję pod nazwą After Party, która dla graczy może być jakąś alternatywą po utracie swojego dotychczasowego „domu” (choć oczywiście nie tylko dla nich). Zapraszam!
I jeszcze jedno na koniec – oczywiście sytuacja ta nie dotyka w żaden sposób naszych ambasadorów PartyPoker, Dimy Urbanowicza i HeyMoni. Ich pozycja w teamie Party jest niezagrożona, co potwierdziłem u źródeł.
WSOP Main Event, wersja 2.0
Jeszcze bardziej nieoczekiwanie spadła na nas nagle wiadomość, że WSOP postanowił zorganizować w tym roku… drugi Main Event!
Zacznijmy od tego, że sam format brzmi i wygląda ciekawie. Hybryda dwóch poker roomów, pokera online z pokerem live, dwóch kasyn… No spoko, fajny patent, nie wiem, czy na pewno trafiony w czasach pandemii, ale OK, powiedzmy, że ma to szanse się udać (King’s Casino w Rozvadovie otwiera się ponoć już 30 listopada). Trochę to potrwa, trochę będzie z tym organizacyjnego i logistycznego bałaganu, ale może się udać.
Ale…
No właśnie, ale… Tu musimy wrócić do tematu rozegranego już WSOP Online na platformach WSOP.com i GGNetwork i do faktu, że… Main Event został już w tym roku rozegrany! Nie „Mini Main Event”, nie „Main Event Special” czy „COVID Main Event”. To był po prostu Main Event (fakt, z mniejszym wpisowym i z re-entry, ale takie zasady przyjął przecież sam WSOP) i jego zwycięzca, Stoyan Madanzhiev został ogłoszony oficjalnie mistrzem świata na rok 2020. I nie ogłosiły tego pokerowe media czy gracze, ale sami organizatorzy, na co Stoyan ma niezbite dowody…
So if I won the “51st Annual World Series of Poker Main Event” What will the December one be?
The 52nd
51.1
51 2.0
51 alfa
?
Just wondering 🤷#wsop pic.twitter.com/6hhk20pdVZ— Stoyan Madanzhiev (@Stoyan_Mad) November 14, 2020
I teraz nagle Ty Stewart, dyrektor wykonawczy World Series of Poker, mówi w wywiadzie mniej więcej tak:
A chuj tam, nikt nigdy nie mówił, że Main Event może być tylko jeden, takich mistrzów jak ten Stoyan to możemy sobie naruchać na pęczki, jak będziemy chcieli. Musimy zrobić kolejny Main Event, bo to co zrobiliśmy wcześniej, to była jakaś popierdółka, a nie Main Event, więc wyskakujcie z kasiory, frajerzy, musimy Was ogolić jeszcze raz.
A potem dodaje jeszcze:
Aha, robimy to online i live, na dwóch poker roomach i w dwóch kasynach, bo w ten sposób wydymamy większą grupę leszczy, co nam wrzucą po 10 koła papieru. Potem ci, co będą mieli farta zagrają na żywo przy stołach finałowych. Koronawirus? No chuj, trudno, zarazisz się to wypierdalaj, nie ma cię. I jeszcze lepiej, mniej wydamy. Potem jeszcze zwycięzcy dwóch stołów finałowych Main Eventu WSOP zagra pomiędzy sobą i już w końcu można będzie ogłosić nowego mistrza świata. A tamten niby mistrz niech się cieszy, że zarobił trochę siana i zamknie mordę.
Oczywiście, nie mówił tak. Ale gdyby prześledzić jego wypowiedzi, to właśnie tak można bardzo brutalnie przetłumaczyć jego słowa – robimy co chcemy, nic wam do tego, musi być PRAWDZIWY Main Event. Oszukany (innego słowa tu nie można użyć) Stoyan pisze na TT wprost, że chyba jego nazwisko jest po prostu za ciężkie do wypowiedzenia, więc WSOP potrzebuje nowego mistrza…
…I thought about it…The buy- in explanation is whack! My name is just too hard to pronounce. 😅 They need a new champion !
Any suggestions for a nickname ?
— Stoyan Madanzhiev (@Stoyan_Mad) November 19, 2020
Oczywiście świat pokera szybko eksplodował, bo cały ten cyrk jest po prostu jednym, wielkim skokiem na kasę (choć Ty Stewart mówi, że nie zarobią na tym nawet centa, LOL) i każdy, kto ma choćby dwie szare komórki, to widzi. Padają bardzo celne uwagi i spostrzeżenia, jak choćby przypadek, który opisał Alex Dreyfus – jeśli ten, kto będzie akurat zarażony koronawirusem ma nie grać, to najlepszą opcją jest… zapłacenie komuś, żeby pozarażał rywali przed FT! Podobnych absurdalnych pomysłów zresztą nie brakuje…
WSOP się w moich oczach totalnie skompromitowało, a wiecie, jak wielkim sentymentem darzę tę markę w świecie pokera. Ty Stewart jest według mnie gościem bez jakiegokolwiek honoru, który mniej znanemu na świecie graczowi pokazał środkowy palec i jeszcze go to bawi. Swoją drogą – wyobrażacie sobie coś takiego, gdyby to np. Daniel Negreanu wygrał ten pierwszy Main Event na GG?
Obsrane majteczki
Od spraw stricte pokerowych przejdźmy do tego, co dzieje się w naszym polskim grajdołku, gdzie najczęściej wypowiadanymi słowami są ostatnio „wstyd”, „kompromitacja” i oczywiście „wypierdalać”.
Ja wiem doskonale, że w naszym kraju fanów muzyki disco polo jest mnóstwo i są oni jak sekta – albo jesteś z nimi, albo przeciwko nim. Sam nie rozumiem fenomenu tego nurtu muzycznego, ale ja od dawna dziwię się Polakom w wielu tematach, bo jeśli kariery mogą w tym kraju robić totalne zera, a wybory może wygrywać raz za razem PiS, to znaczy, że kraj jest bliski upadku na wielu płaszczyznach. OK, mamy demokrację, ja się z nią nie kłócę, a o gustach rozmawiać też nie chcę, bo de gustibus non est disputandum.
Ale naprawdę szlag mnie trafił, jak zobaczyłem w Polsacie paskudny pysk Sławomira Świerzyńskiego, wokalisty Bayer Full, gównobandu disco polo, który z drwiącym uśmieszkiem na ustach obrażał na wizji legendarnego w naszym kraju Kazika Staszewskiego i jego Kult.
Wszystko zaczęło się oczywiście od głośnego Funduszu Wsparcia Kultury, który ma (miał?) zamiar wypłacić gigantyczne dotacje wielu artystom i ich menadżerom (w sumie 400 mln zł), którzy się po takie zapomogi od Ministerstwa Kultury zgłosili. Nie będę się tu wypowiadał, czy słusznie czy nie taki fundusz wywala kasę podatników na różnej klasy artystów, ale ważne jest tutaj to, że po pierwsze taki Bayer Full ma (miał?) dostać z tej okazji kupę siana z budżetu (około pół bańki, gdy w tym samym momencie nie ma kasy choćby na ciężko pracujących lekarzy czy pielęgniarki), a po drugie, że do całej tej sytuacji odniósł się na swoim FB wspomniany Kazik. I napisał tak:
Po pierwsze są grupy zawodowe, które takiej zapomogi potrzebują bardziej. Lekarze, pielęgniarki, ratownicy, którzy po kilkanaście godzin na dobę tyrają ratując ludzkie życia za psi grosz.
Po drugie – rząd nie może ci dać żadnych pieniędzy, bo ich nie ma. Jeśli jednak komuś daje, to znaczy, że przedtem komuś zabrał. Zabrał setkom tysięcy uczciwie pracujących ludzi, którym teraz na dodatek zamyka interesy. Nie chcemy tych ukradzionych wam pieniędzy. Tak, potrzebujemy wsparcia. Jeśli chcesz nas wesprzeć, to kup naszą ostatnią płytę z CD i DVD z koncertu na Polandrock.
Cyrk zaczął się w chwili, gdy disco polo pajac na antenie Polsatu (w odpowiedzi na tekst Kazika) powiedział tak:
Głupszej wypowiedzi nie słyszałem. A kto by chciał ich płytę kupić? Kto pamięta taki zespół, jak Kult?
Serio, on to naprawdę powiedział! W telewizji! Powiedział to koleś, który zrobił karierę w remizach i na wiejskich potupajkach o kolesiu, który od 38 lat jest praktycznie narodowym bardem, idolem dwóch, a może już nawet trzech pokoleń, a na swoim koncie ma – nomen omen – kultowe albumy i piosenki! Koleś, który może się pochwalić największym hitem pod tytułem „Majteczki w kropeczki” o kolesiu, który nagrał i zaśpiewał takie kawałki, jak choćby „Arahja”, „Do Ani”, „Krew Boga”, „Hej, czy nie wiecie” czy „Mieszkam w Polsce” i jest ikoną polskiego rocka! Kurwa, on to naprawdę powiedział!
Otóż, panie (tfu!) Świerzyński, ja bym chciał kupić. I oczywiście od razu kupiłem. I ja znam, pamiętam i uwielbiam Kult, bo mnie praktycznie muzycznie (a pewnie w wielu innych aspektach również) wychował, a mam prawie 48 lat i wciąż słucham Kultu dosłownie każdego dnia. Więc te swoje drwiny, ironie i smętne pierdolenie zostaw pan dla swoich fanów, choć i ci na pewno mają jakiś rozum i się mocno zastanowią, co tu się w ogóle na tej wizji odjebało.
Mam mocną wiarę w to, że w życiu karma wraca. I ta dobra, i ta zła. I mam też wielką nadzieję, że do tych wszystkich skurwysynów, którzy doświadczają nas z każdej strony (w sumie od lat, ale głównie w tym cholernym 2020 roku) również wróci. Ze zdwojoną siłą. I że do pana (tfu!) Świerzyńskiego też ta karma wkrótce wróci z przytupem.
Aha, ja kupiłem koncertową płytę Kultu. Najlepiej wydane pieniądze w tym roku.
— Rafał Gładysz ♠️♥️♣️♦️ (@JD_poker) November 17, 2020
Polecam koncertową płytę Kultu z dołączonym DVD. Pierwszy nakład rozszedł się jak świeże bułeczki, ale już jest ponownie dostępna w sklepie. Polecam też książkę „Idę tam gdzie idę”, czyli nowe, rozszerzone wydanie autobiografii Kazika.
Jaki kraj, taki Kmicic…
Jeśli już jesteśmy przy słowach „wstyd” i „kompromitacja”, to nie sposób uciec od kolejnego głośnego tematu, czyli następnego żenującego występu naczelnego błazna naszego kraju, Marcina Najmana. Ten facet jest dla mnie z jednej strony encyklopedycznym przykładem tego, co pisałem powyżej (że kariery u nas mogą robić nawet totalne zera), a z drugiej jednak w jakimś sensie geniuszem. Gość od lat „popisuje się” jedynie tym, że bardzo głośno szczeka przed kolejnymi walkami, aby zaraz po wyjściu na ring czy do oktagonu zrobić z siebie zwyczajne pośmiewisko przed całym krajem. I mimo wszystko wciąż ktoś chce to jeszcze oglądać! Ba, płacić za to coś kasę!
21 listopada 1976 – premierę ma film "Rocky".
21 listopada 2020 roku – walczy Marcin Najman.Przypadek? Nie sądzę…
— Rafał Gładysz ♠️♥️♣️♦️ (@JD_poker) November 21, 2020
Pamiętacie tę wojenkę z Przemkiem Saletą sprzed kilku lat? Wtedy to jeszcze można było jakoś nazwać sportem, bo rywal Najmana był po prostu prawdziwym sportowcem. Przygotował się do walki, wyszedł na ring i zrobił swoje, czyli po prostu spuścił mu wpierdol. Dodajmy – dwa razy. Potem Najmana obijały już jakieś same sportowe kalafiory typu Burneiki czy Trybsona (no sorry, taka prawda, choć szacunek dla nich, że obili mu ryja), a teraz „zakończył karierę” w sposób nie tyle żenujący, co karygodny.
W tym wszystkim najbardziej podoba mi się zachowanie szefów tej – co by nie mówić – lekko bekowej federacji MMA, którzy od razu wystosowali oświadczenie, że Najman zobaczy kasę za tę walkę, jak świnia niebo, a wszystko skończy się w sądzie i zgłoszeniami do prokuratury. Wiadomo, że z ich strony to też akcja pod publiczkę, żeby podgrzewać atmosferę wokół kolejnych walk i swojej firmy, ale już fakt „dożywotniej dyskwalifikacji” Najmana ma przynajmniej jakiś wymiar symboliczny.
Jeśli Fame MMA zapłaci choć złotówkę temu pajacowi, to już stracę szacunek do "sportów walki" do końca…
— Rafał Gładysz ♠️♥️♣️♦️ (@JD_poker) November 21, 2020
Czy Najman zamknął wreszcie wyszczekaną gębę i ze wstydu zapadł się pod ziemię? No skąd! Już znalazłem jego wypowiedź na YT, w której mówi, jak to już do niego dzwonią szefowie „dwóch największych organizacji MMA w Polsce” z propozycjami kolejnych walk. Nieprawdopodobny model… Jak na moje oko, to mogli do niego dzwonić najwyżej z dwóch miejsc – z wariatkowa w sprawie natychmiastowego zgłoszenia się na leczenie lub jakiegoś podrzędnego burdelu, gdzie szukają ochroniarza, bo akurat ich wykidajło, pan Henio, się rozchorował i mają wakat.
Podejrzewam, że po takim obciachu to i w TVP Info, gdzie ostatnio Najman jest ekspertem od każdego tematu, jego gęby mogą długo nie pokazać. Znalazłem fajnego tweeta, że gdyby rok 2020 był człowiekiem, to byłby Najmanem, cudne. Ja od siebie bym dodał, że gdyby Najman miał być superbohaterem i trzeba by mu wymyślić imię jak na superherosa przystało, to na bank nazywałby się Człowiek-Porażka.
Zapomnijmy, że on w ogóle istniał. Fajnie było Marcin, dałeś nam sporo heheszków z siebie, powstało miliony memów i tysiące kawałów, zostałeś mianowany cesarzem odklepywaczy, ale starczy. Już i tak za długo to trwało. Broń – niczym Kmicic – Jasnej Góry, niech śpią tam spokojniej. Oh, wait, przecież tam nikogo nie ma…
Tytuł Dzbana Roku został przyznany, dziękuję, dobranoc.
— Rafał Gładysz ♠️♥️♣️♦️ (@JD_poker) November 21, 2020
Skazani na łomot
A jeśli już jesteśmy przy porażkach, kompromitacjach i słowie „wypierdalać”, to nie można nie wspomnieć o naszej kadrze, a głównie o jej selekcjonerze. Jerzy Brzęczek jest chyba największym niewypałem trenerskim na głównym stanowisku w polskiej piłce, jaki przyszło mi oglądać w swoim życiu, a pamiętam wszystkie reprezentacje od tej Piechniczka z MŚ w 1982 roku w Hiszpanii. Owszem, było w tym czasie kilku nieudaczników pokroju Smudy, było mnóstwo przegranych meczów w fatalnym stylu, ale też nigdy nie było takiej dysproporcji pomiędzy kwalifikacjami trenera i jego zawodników. Mieliśmy po prostu piłkarzy-ogórków i takich też trenerów. A jak trener był nawet niezły, to i tak nie miał z czego szyć na boisku. Każdy to widział, każdy to rozumiał, bo nasi piłkarze nie na darmo grali albo w polskiej lidze albo w ligach pokroju cypryjskiej czy austriackiej.
Ale teraz sytuacja jest inna. Bo teraz mamy pokolenie piłkarzy, których śmiało można nazwać profesjonalnymi (z czym w historii naszej kopanej też było różnie), którzy grają w naprawdę dobrych klubach w Europie i nie są tam od podawania wody kolegom na treningach, tylko grają tam przeciwko najlepszym rywalom na kontynencie. Już Nawałka pokazał, że da się z tego coś poukładać i powalczyć z czołówką, a teraz na miejsce wielu zawodników wchodzi sporo ciekawej młodzieży, która też kopnąć prosto potrafi.
Jóźwiak, przestań nam trenera ratować!
— Rafał Gładysz ♠️♥️♣️♦️ (@JD_poker) November 18, 2020
Jedyny, który nic nie potrafi, to właśnie Brzęczek. To znaczy potrafi, ale jedynie narobić smrodu i zniechęcić do siebie już praktycznie wszystkich – kibiców, dziennikarzy, a przede wszystkim swoich piłkarzy. Niestety nie zniechęcił jeszcze dwóch osób – Małgorzaty Domagalik (ale to akurat nie ma żadnego znaczenia) oraz Zbigniewa Bońka (a to już znaczenie ma, i to spore). Dziś okazało się, że trener, z którego wyraźnie nabija się najlepszy piłkarz świata w 2020 roku nadal będzie trwał na swym stanowisku, co dla polskiej piłki reprezentacyjnej oznacza mniej więcej tyle, że na przełożonym EURO dostaniemy ostry oklep, a i w eliminacjach do MŚ w Katarze możemy mieć spore problemy, jeśli wylosujemy kogoś poza Andorą, Gibraltarem i Liechtensteinem. No dobra, ogramy jeszcze może Litwę, ale to koniec listy.
Dymisji lub wywalenia na bruk Brzęczka chce już praktycznie każdy, kogo interesuje piłka w Polsce. Wśród kibiców ma zaufanie na poziomie 5%, czyli cała reszta, te 95%, chce, żeby odszedł. Każdy z odrobiną honoru sam by zrezygnował, ale nie Jurek. W sumie się nie dziwię, bo po takim pokazie trenerskiej „mocy” z reprezentacją, to on roboty szybko nigdzie nie znajdzie i pył będzie musiał opaść, zanim ktoś da mu prowadzić cokolwiek wyżej niż w III lidze. Kasa się zgadza, wstydu się nie ma, można jechać dalej.
Już teraz można zakładać same czarne scenariusze na najbliższe miesiące. Co prawda kadra na boisku pojawi się dopiero w marcu, ale jeśli nic się w jej grze nie zmieni (a niby dlaczego nagle by się miało zmienić?), to zacznie się tuż przed EURO nerwowa sraczka, a ewentualny nowy selekcjoner zostanie wsadzony praktycznie na minę, bo co zdąży zrobić w systemie „last minute”? I tak źle, i tak niedobrze, więc jesteśmy raczej na pewno skazani na zbieranie kolejnych łomotów. Oglądam wszystkie programy piłkarskie pojawiające się w TV i internecie, słucham wszystkich mądrych głów polskiej piłki i ludzi, których uważam za fachowców w tej dziedzinie i w zasadzie nikt nie widzi żadnej nadziei dla tej drużyny pod wodzą Brzęczka. A zapewne najmniej tej nadziei mają zwykli kibice, którzy wciąż żyją złudzeniami, że polska reprezentacja może się jeszcze liczyć w Europie, ale oglądają jedynie kolejne kompromitacje.
ZaOranje – dobre, nie znałem 😂
— Rafał Gładysz ♠️♥️♣️♦️ (@JD_poker) November 18, 2020
Poker Music na Spotify
Na koniec jeszcze tylko jedna sprawa. Wpadł mi kilka dni temu do głowy pomysł, aby stworzyć playlistę na Spotify z kawałkami, których słucham sobie podczas klikania sesji online (ale też np. do pracy). Tak powstała lista Poker Music #1 by JD z kilkudziesięcioma raczej spokojnymi, nastrojowymi i wspomagającymi koncentrację piosenkami. Zawsze się zastanawiałem, czego ludzie słuchają podczas swojej gry, więc postanowiłem podzielić się swoimi utworami z tymi, którzy będą chcieli sobie uprzyjemnić pokerową sesję czy pracę. Pierwszy feedback jest bardzo pozytywny, więc mam nadzieję, że te 4,5 godziny muzyki Wam się spodoba. Posłuchajcie i dajcie znać, a jak będzie zapotrzebowanie, to przygotuję też kolejne.