Zapraszamy na pierwszy pod dłuższej przerwie odcinek Radogoszcz Blog! Tym razem nasz bloger nadaje z EPT Praga!
EPT Praga cieszy się znaczną estymą i polska ekipa jest zawsze liczna, więc kiedy wjebałem z Filusiem TT<JJ o pakiet do Hiltona i poczucie winy kazało mu mnie zaprosić, nie wahałem się ani chwili. Podróż na miejsce z Poznania upłynęła szybko, w miłej atmosferze i w jeszcze milszym towarzystwie. Wspaniałe towarzystwo spotkałem także na miejscu, ponieważ zaprzyjaźnionych Polaków i znajomych z bootcampu z BenemCB już było sporo, a będzie – spoiler alert – jeszcze więcej. Niewyspany usiadłem prosto do 1k€ freezouta i A8o<KJo i AQs<KQs na Sosicka dość szybko posłało mnie na zasłużony wypoczynek. Rano zostałem niezasłużenie wybudzony przez budzik i pognałem na śniadanie. Wojtek groził mi pójściem razem na siłownię, a jako że wziął ze sobą zapas siłownianych produktów – białko w proszku, masło orzechowe i wafle ryżowe – uznałem że jest to poważny gracz siłowniany i pójdziemy po śniadaniu ćwiczyć, a potem spuchnięci na turniej. Oczywiście Wojtek się rozmyślił za pięć dwunasta (dosłownie i w przenośni), a ja uznałem że to doskonały znak, żeby pójść grać od startu na 12 na legendarne 100/100 bez ante.
Przykładowe rozdanie – ppen HJ i cztery calle. Callujący na czwartego small blind leaduje za pół pulki na J52. Button myśli półtorej minuty, patrzy, readuje, po czym pyta: „You have ace king, huh?”. I folduje.
Jeśli byliście kiedyś na turnieju na żywo, to wiecie jak to jest. Idziecie pełni nadziei i chęci do gry, widzicie stolik z samymi fishami, po czym męczycie się bez układu sześć godzin nadziewając się trzy razy na top seta i wjebując AKs na J3 pre w ramach tak zwanego finishera. Jeśli nie wiecie jak to jest, to mogę powiedzieć, że jest to nic przyjemnego, ale doświadczenie nie było na tyle wstrząsając,e żeby powstrzymać mnie przed najszybszym re-entry świata.
Dzień 1A skończyłem z chipleadem. Zapewne wiele razy się zastanawialiście jak to jest, że ktoś ma 20 startowych na koniec dnia. Najczęstsza odpowiedź – musi nieludzko srać flipem. Ja wybrałem drogę alternatywną – dużo otwierania, grania flopa za 25% oraz dostałem cztery razy AA. No i rusek sprezentował mi 200k w ostatniej ręce dnia próbując mnie wyblefować z dwóch par wybierając kreatywną linię – 3bet z BB/cbet F/check-raise T na AQT6 z trzema clubami. Zdobycie pierwszego miejsca w dniu 1A zaowocowało dużą ilością gratulacji i klepania po plecach oraz – co ważniejsze – dniem wolnym w poniedziałek.
Dzień wolny zaczął się od siłki, potem poprowadziłem trening indywidualny, gdzie biedziliśmy się nad riverami (tak, robię analizy nawet na wyjeździe, i kto mówi że pokerzystom work ethic brakuje). Ja. Ja tak mówię. Leniwe z nas skurwysyny.
Leniwe skurwysyny pograły trochę w chińczyka i zebrały się jechać do knajpy SaSaZu, gdzie po półgodzinnym wybieraniu dań na spółę, wąchaniu korków od wina i ustalania co jest dla kogo, udało się nam złożyć zamówienie. Oczywiście zostało przez obsługę pomylone (zorientowaliśmy się już po rachunku) i nasza wołowinka leżała sobie dalej na spokojnie w spiżarni, a w naszych mordach i żołądkach zamiast tego wylądowało jakieś losowe sushi. Mimo tego żarcie było dobre, obsługa miła, no i co najważniejsze mieliśmy okazję zagrać 7-osobowego flipka o 21.000CZK rachunku. Paweł został szczęśliwym zwycięzcą, ale nie żałujcie go za bardzo, bo postawienie pysznego jedzenia kolegom wynagrodziło go dużym stackiem na day 3 Maina Eureki. Udaliśmy się jeszcze do bardzo fajnego baru piwnego, a potem całą ekipą grzecznie na początek satki do Maina.
Satka do Maina bez historii, w związku z czym zrobię znany kinowy zabieg w postaci time skipu i przejdę od razu do dnia drugiego Eureki.
Na dzień dobry na stole obok zobaczyłem piękną sytuację – Dziad calluje all-ina, wali pięścią w stół jak Hitler w bunkrze drąc się „CALL” i pokazuje z dumą asy. Niestety okazało się że Hiszpan zostawił sobie 5k żetonów na autobus, a dziad już wyświetlił karty. Do tego nad stołem zaczęli się zbierać gapie, a typ zruchany asami przez dziada gadał sobie z kumplami po hiszpańsku. Krupierka zawołała floora i naskarżyła, że dziad pokazał rękę, a do tego typ się po hiszpańsku konsultuje i stalluje na chama pod payjumpa. Floor ukrócił szybko wygłupy, powiedział „dosuwaj to”, dziad wygrał i walnął w stół ręką jeszcze raz dla potwierdzenia siły swojego układu.
Generalnie mój pierwszy stół trochę się bał widząc tak nabitego gracza z tak nabitym stackiem. Jeden typ zagrał mi najgorszego blefa świata grając HJvsBB na A73K6 do puli 44k – 13k flop, 44k turn i 61k river mając na koniec jeszcze 200k z tyłu. Pokazał ten high, co za niespodzianka. Potem trzy razy zmieniali mi stół, cały czas miałem ~800k czyli ponad średni, aż na blindach 10k/20k na 670k stacku zastał mnie piękny widok w postaci opena od charczącego dziada, który po wygranym flipie wydawał z siebie dziwne gardłowe odgłosy i śpiewał Hakuna Matata i PIĘCIU calli, a ja podnoszę AKo na BB. Jam, pierwszy flatter miał JJ, J na flopie, GG, 4.680 euro cashnięte.
Stiltowany jak małpa chodziłem sobie po lobby, kiedy usłyszałem wykrzyczane: „Mhathszeushz!”
W pierwszej chwili myślałem, że kult przedwiecznych wzywa jakiegoś potwora z mitologi Cthulhu, ale okazało się ze kolega z Belgii poznany u Bena na bootcampie próbował wymówić moje imię.
Usiadłem więc z ekipą międzynarodowych znajomych. Dowiedziałem się, że jestem o wiele bardziej wyluzowany niż w czasie bootcampu i bardzo zabawny, nic dziwnego – spróbujcie być kurwa zabawni i wyluzowani spędzając pół wieczoru na tłumaczeniu konceptu range checka 56-letniemu Szkotowi z Edynburga, kiedy każdy argument rozbija się o pytanie „But what if he has ace king?”. Poza tym Nikita trochę się obraziła, bo Arne powiedział, że kobiety peakują przed 30-tką, Arne trochę się obraził, bo powiedziałem, że moim zdaniem czakry to bullshit, a Dinesh się za nic nie obraził, bo spoko z niego ziomek. Posiedzieliśmy, pośmieszkowaliśmy, poszedłem jeszcze pograć w chińczyka – wpierdalam póki co na tym wyjeździe okrutnie, może być ciężko odkuć do powrotu – a potem grzecznie do spania, bo trzeba zagrać hajka za 2.200€.
Wstałem o 10, żeby zdążyć pójść na siłownię i otrzymałem fatalne wieści – High Roller został przełożony na 13. Zadałem głośno i rozpaczliwie retoryczne pytanie „To po chuj ja wstałem?”, po czym udałem się robić przysiady. Po treningu i spożyciu improwizowanego posiłku w pokoju poszedłem kręcić, stół bardzo przyjazny. Pan dosiadł się po mojej lewej i wypowiedział najpiękniejsze siedem słów jakie można usłyszeć przy stole: „Sorry, i dont speak English, I’m French”. Z regów tylko EasyMoney i jakiś wyrób regopodobny po jego lewej. W starciu z Jackiem 1:1, raz udało się z niego wycisnąć value, raz wyblefowałem się w jego nut flusha, ale combo respektowalne, wszyscy szanowali, a szacunek jest przecież ważniejszy od pieniędzy.
Szansa na zdobycie pieniędzy też była, bo nabudowałem się solidnie, ale została ukrócona w trzech aktach. Akt 1: Francuz squeezujący QTo za 34bb i łamiący mi siódemki. Akt 2: Otwieram UTG, Jacek flatuje CO, kolega na BTN gra jam za 27bb i wyświetla… 66. Moje TT nie miało oczywiście szans w starciu z tak wspaniałym zagraniem, szóstka już na flopie. Akt 3: Odpaliłem się z 66 na 883A9 i ten sam typ, który tak fantastycznie się popisał w akcie drugim zajebał mnie grając trzy razy x/c z T8s.
Na drugim bullecie trafiłem na bardzo sympatyczny stół i czas leciał w miarę szybko. Myślę, że tak właśnie powinien wyglądać dobry poker live – wszyscy śmieszkują i dobrze się bawią, a żetony po trochu idą we właściwym kierunku. Mistrzem w tym jest Dawid, który wydziela z siebie ewidentnie jakiś dziadoafrodyzjak, bo jest przez nich notorycznie adorowany, zabawiany i zagadywany, a przy tym z szerokim uśmiechem na buzi zabiera zaprzyjaźnionym dziadom big blindy, bo jak tu bronić big blinda, kiedy taki miły młody człowiek Cię pyta o flipa, którego przegrałeś w San Remo w 2008. Na dwa levele przed końcem przesadzili mnie i od razu wjebałem flipa BvB, a tym samym moja przygoda z high rollerem się zakończyła. Poświętowaliśmy jeszcze krótko zwycięstwo Jarka w Cupie, poopowiadaliśmy sobie rozdania i udaliśmy się na zasłużony wypoczynek. Podmęczony już trochę jestem, więc w czwartek dzień semi-wolny, pogram jakieś satki do Maina od popołudnia i wbijam w piątek na 1B Maina. Główne danie dopiero przed nami, trzymajcie się i do usłyszenia!
Cytaty wielkich ludzi:
„No ja się staram, a jakiś Cygan calluje Q3o na small blindzie i mnie zapierdala” – Marcin
„No raczej nie ma czegoś takiego jak kasynowy VIP w rozmiarze S” – Dawid
„No ja bym w satce za 200 euro na hiszpańskim dziadzie presji z walet cztery suited nie wywierał” – Filuś
„If I no have an ace, i no call” – Dziad