Dziś druga część praskich opowieści z EPT na Radogoszcz Blog! Pierwszą część możecie przeczytać tutaj, zapraszamy do lektury!
Na śniadaniu Joker zaczął nas straszyć, że widział na stole dziada sprawdzającego jakieś charty na telefonie i sugerował zbanowanie przeglądania takich rzeczy w czasie turnieju. Ja się zgodziłem, że dziady nawet ze swoim obecnym stylem gry są siłą prawie nie do powstrzymania i jeśli zaczną odkrywać tabelki, to będzie raczej po nas, ale też jeśli przeciętny dziad gra w pokera od czasów, kiedy Doyle Brunson jeszcze był obiecującym koszykarzem, a na żadną tabelkę w tym czasie ewidentnie nawet nie zerknął, to raczej nie musimy się martwić, że zaczną nam na bieżąco przy stole sprawdzać co rejamnąć na 15BB hijack vs lojack. Poza tym napisaliśmy wspólnie z Tegesem i Sosickiem scenariusz serialu, w którym po 25 latach niesłusznie spędzonych w więzieniu główny bohater musi się zemścić i odzyskać 100 miliardów w bitcoinach, a jego recovery phrase jest wytatuowane na 24 różnych osobach na całym świecie – w finale sezonu okazuje się, że jego ledger ukryty jest w dupie Władimira Putina. Jak widać nastroje przed luźniejszym dniem były również dość luźne.
Luźno pobrał mnie także wydziarany turecki pan, który w satce defendnął 62o vs UTG i na KJ62 zajebał mi asy. Historia moich pozostałych dwóch prób potoczyła się równie tragicznie, w związku z czym zdecydowałem się wkupić do Maina z tak zwanego directa. Zostałem rzucony na stół nr 18, podczas gry Filuś z zadowoleniem obwieścił mi, że ma stół nr 6.
Panuje powszechna opinia, że im wcześniejszy numer stołu tym lepszy – dziady lubią pograć od początku i najczęściej ich naturalnym środowiskiem są właśnie te stoły otwarte od startu turnieju, te „lateregowe” są tradycyjnie bardziej zaregowane. Ciekawy jestem, kiedy nastąpi odwrócenie trendu i meta sprawi, że wczesne stoły zaczną składać się wyłącznie z najbardziej try-hardujących regów, czekających na otwarcie rejestracji o 6 rano, jak na bułki pod piekarnią i potem wielce zaskoczonych, że nie dość, że się nie wyspali, to zamiast upragnionych dziadów są zmuszeni grać sami ze sobą.
Mnie wczesny numer stolika jednak nie zawiódł, ponieważ dwóch dziadów już nań siedziało, a gdy po chwili dosiadł się następny pozdrawiając mnie jeszcze serdecznym „buongiorno”, to od razu poczułem, że stół nr 18 będzie mi przez najbliższe kilkanaście godzin dobrym domem. Po lewej miałem młodego Francuza, który miał dość regowate manieryzmy, więc na moment zacząłem się martwić, że na stole pojawił się jakiś niebezpieczny regulars. Na szczęście jeszcze na pierwszym levelu Francuz wyświetlił K7o flatowane vs 3x na small blindzie, czym tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że wiek to tylko liczba i takie czynniki jak to, że gracz:
- jest z południa
- nie mówi po angielsku
- ma wytatuowane tribale
- ma biżuterię
- rozmawia przy stole przez wyciągnięty przed siebie telefon
są jednak pewniejszy indykatorami jakości gracza niż wiek. #StopAgeismInPoker
Z początku wygrywałem każde rozdanie i nabudowałem się do 35k, w związku z czym po mozolnym zyskaniu 5k musiałem rzecz jasna rozdać 10k blefując włoskiego dziada, któremu call z jedną parą na 4 do strita i 3 do flusha zajął jakieś sześć sekund. Na stole pojawił się też grający solidnie Polak i Papazian, wjebałem 99 na QQ i trzeba było zacząć powolny proces odbudowy.
Proces zaczął się od zagrania x/r z 75 na Q63 w Papaziana i znalezieniu się na river z siedem haj. Co gorsza znalazły się również – za linią – moje żetony. Czekało mnie wobec tego mocno upocone 6 minut, ponieważ rumuński rywal absolutnie nie zamierzał się spieszyć z decyzją i gapił się na mnie znad bujnej brody niemiłosiernie. W końcu włoski dziad się zorientował, że niewiele czasu mu na tym świecie zostało i mimo że niektórzy zamiast 6 sekund potrzebują 6 minut na decyzję, to wypada się skończyć wygłupiać i rozdać jakieś inne karty. Krupierka prawie skręciła sobie kark machając potakująco głową na pytanie „did the player have reasonable time to act” i po 30 sekundach clocka przeciwnik zamiast wyrzucić mnie z turnieju wyrzucił karty.
Układ nie kleił mi się kompletnie i tylko blefy typu K4 na J98A6 w multiwayu, czy zamianka 65s na Q862X trzymały mnie jako-tako przy życiu. Podnoszę 66 na UTG, przeciwnik defenduje BB, spada KK5, gram bet, dostaję call. Turn 7, xx. River 9, która jeszcze uzupełnia backdoor flush drawa, przeciwnik czeka.
Chwila, przecież on tu ma po prostu tego 5x prawie zawsze.
Pora valuebetnąć moją czwartą parę z UTG. I to solidnie.
Zagrałem 3/4 puli, rywal pomyślał jakieś 1/24 Papaziana i dał.
Pokazałem swoje szóstki, przeciwnik zmuckował rękę.
Papazian popatrzył na board, popatrzył na mój układ, popatrzył na mnie, zrobił minę typu „not bad” i kiwał kilkanaście sekund z uznaniem głową.
Niestety uznania na żetony się nie przelicza, a że układ dalej nie siedział, to skończyłem dzień 1B jako jeden z krótszych stacków w polskiej ekipie z kwotą 39k.
Stół na dzień drugi przywitał mnie samymi regami i dwoma dziadami. Niestety agresywny luźny dziad izraelski nie dość, że znajduje się po złej stronie historii #FreePalestine, to jeszcze znalazł się po mojej złej stronie, czyli bezpośrednio po lewej. Przed kilka godzin grałem małe rozdania utrzymując się w okolicach 40k i słuchając na przerwach do ilu tam to się wszyscy nabudowali. Jeszcze więcej pecha miał jakiś biedny ogarniający Węgier, który najpierw wjebał flipa, a potem miało miejsce następujące wydarzenie…
Dziad francuski otwiera 5.600, Węgier 3-betuje 16.000. Dziad rzuca pięć niebieskich żetonów i robi wielkie oczy na to ogłoszenie krupierki, że to jest raise. Coś tam się pokłócił, pomarudził, ale babka mówi ze forced raise i tyle byku, dawaj 25k do puli. Węgier patrzy, patrzy, mówi sobie „no dziad ewidentnie szczerze wkurwiony”, nie jest to chytry dziad południowoamerykański, żeby angle shootował, no to do ryja to AQo. Snap-call po złości z KQs, flop dwa króle oczywiście. Dziad wali pięścią w stół i drze się „Thank You!!!” do krupierki. Izraelczyk Sharon próbuje nawiązać z sąsiadem nić porozumienia i mówi „Lucky mistake, huh?”
„I MAKE NO MISTAKE!!!!!”
„Ok, ok, my friend” <kciuk>
Po kolejnej przerwie otwieram ATo z UTG, defenduje jakiś młody gracz luksemburski, wypada 532dds, gram gównobet, dostaję call. Turn Js, nie mam ani diamonda, ani spade’a, ani chęci na kontyunowanie betowania na turnie. Na river Ad, czyli każdy 4x daje strita i jeszcze spadł flush z flopa. Zawodnik po namyśle gra 16.500 do puli 19.000. Zacząłem myśleć, popatrzyłem trochę na typa, który wyglądał mniej więcej tak, jak nastolatek, który ma zaraz poprosić pannę do tańca albo zapukać do pokoju nauczycielskiego, policzyłem z minutę comba i dałem. Wyświetlił blefowanego 6x, a ja wskoczyłem na 80k i od tego momentu w ramach nagrody za dobry bluffcatch zaczęło mi trochę żreć.
Trafiłem seta na Sharona, który dzięki mojemu slowplayowi wypłacił się z trafioną po drodze parą. Dziad był na siebie zły i powtarzał sobie „why do i shove, you never bluff there”. Trochę się uspokoił, kiedy wyświetliłem mu walone za pota na river dama haj, a dziad na spokojnie siedział na secie z flopa. Obwieścił nawet z zadowoleniem „Ok, so you do bluff my friend, huh?”.
Potem coś tam squeeznąłem, 4-bet jamnąłem JJ, gdzie typ mi sfoldował AQs po 7 minutach (!) tanka, co kosztowało mnie sporo nerwów, utratę połowy przerwy i przepoconą koszulkę, pootwierałem, weszły mi jeszcze trzy valuebety i stół ewidentnie trochę się poddał. Typ z Luksemburga uznał nawet najwyraźniej, że nie wygra ze mną rozdania i zaczął sobie oglądać film na telefonie i dofoldowywać się do bubbla. Mimo że miałem ponad 300k i kryłem spokojnie wszystkich na stole, to nie było to wcale bynajmniej smooth sailing.
Dziad po lewej ewidentnie nie szanował ani mnie, ani bubbla i grał mi uparcie 3-bety 2.5x, a ja nadludzkim wysiłkiem powstrzymywałem się przed zapchaniem mu swojego otwieranego z UTG 84o.
Dziad francuski miał podejście zgoła odwrotne, co najlepiej będzie ilustrować to oto rozdanie. Dziad otwiera z UTG, ja calluję A5o z BB, wypada 773. Gram lead za pół puli, bo kto ma tu niby mieć siódemkę. Dziad snap call, turn 4. No, coś mi się otworzyło, w puli 40k, gram 48k, dziad ma z tyłu jeszcze 200k. Trochę się już martwiłem, że będę musiał za 150k blefować na river, ale dziad chwilę pocharczał i pokazał całemu stołowi foldowane KK. Po czym pomachał mi palcem i zawarczał złowróżbnie:
„You like the bubble, huh? But the bubble is gonna end my friend!!!”
Nie byłem pewny do końca czym dziad mi grozi, czy potencjalnym postbubblowym układem, czy wpierdolem, czy może wraz z zakończeniem bubbla spróbuje podjąć próbę własnoręcznego zakończenia mojego żywota. Na szczęście po tym jak doszliśmy do kasy przesadziło mnie na inny stół, gdzie godzinę nie zagrałem żadnego rozdania i skończyłem dzień z przyzwoitym stackiem i optymistycznym spojrzeniem na swoje szanse w Day3. Ale o tym już następnym razem, cześć!
Pokerowe cytaty:
„Ja nie wiem, ludzie narzekają na te wyjazdy, że upierdoleni, przecież coś tam zawsze deepniesz, main 90-minutowe blindy, to zawsze cashniesz, nie rozumiem”.
„Mam to, co zawsze, czyli gutshota”.
„Ile masz?”, „Mam trzynastego stacka”, „No ale ile masz BB”, „No musiałbym się tutaj popisać mnożeniem…”