Radogoszcz Blog prosto z Tallina, odsłona trzecia! Co wydarzyło się u naszego blogera w Main Evencie Summer Showdown? Poczytajcie!
Pocztówka z Tallina, czyli Summer Showdown cz. I
Pocztówka z Tallina, czyli Summer Showdown cz. II
The Main Event Struggle
Do Maina usiadłem pełen nadziei i sił po przejściu się do sklepu i odpowiednim przygotowaniu muzycznym. Stół – same regi, w tym znany wyłącznie z szybkiego wypierdolenia się z jednego bulletu w High Stakes Poker Andreas Hoivold. Od razu zaczęło się narzekanie „change table”, „when do we break hehe” i tak dalej, co było muzyką dla moich uszu, bo im mniej chętnie rywale grają ze mną, tym chętniej ja zagram z nimi. Pełen dobrych chęci rozdałem więc ponad pół stacka w dwóch następujących rozdaniach:
Defend 86, BB vs BTN, flop 775, także wspaniale. Rywalem tłuściutki sympatyczny reg, który popisał się na Day 1 między innymi backraise shovem za ponad 40bb z dwójkami (wygrał) i kwestionowalnym callnięciem mojego cold 4-beta z JT (nie wygrał). Typ xback, turn T. Gram bet 60%, zły sizing technicznie, bo powinienem pójść w 1/3 albo większy polar, ale wiedziałem, że to jest taki typ, który z każdą high card da i tak troszkę więcej, a później i tak je wyjebie na river, jeśli się dobrze postaram. Na riverze spada Q i staram się jak należy przy pomocy overbeta za ponad 150% puli. Dostaję snapa od JJ. Uczciwy call, typ mówi „I saw you play yesterday, I know I have to protect against you. But I was also sure you would never bluff me after yesterday either”.
Postanowiłem nie zastanawiać się zbyt głęboko nad zakrzywiającym czasoprzestrzeń paradoksem zawierającym się w tych dwóch zdaniach, tylko od razu otworzyłem A2hh z LJ, dostałem call od HJ. Spada Q34ddc, w puli 7.200, gram check, dostaje bet za 2.400, gram check-raise do 8.100, dostaję call. Turn 9h, dosuwam do ryja, typ calluje QJs. Dlaczego tak zagrałem?
Gość stabuje pewnie praktycznie wszystkie parki, fdki, backdoor clubs, na x/r calluje na pewno wszystkie 55-88 z diamentem, a może i te bez i na mój pot-size shove je po prostu wszystkie folduje, jest nawet szansa, że wyjebie gołego flush drawa, którego nie dosunął na F, bo niby co ma zrobić. W razie czego mam jakieś tam equity. Nie będzie tu flatował KQo, więc nie ma super dużo top parek, jest szansa, że na <40bb nie flatuje tu 33/44. Także wygląda dość aggro i spazzy, ale myślę, że ma sens i takie A2 nie blokujące fd ani bdfd będzie ok blefem. Anyway, typ miał nutsa w postaci top pary, a ja nie trafiłem rivera.
I TO JEST WŁAŚNIE TEN MOMENT! Zero szans, że więcej niż 1-2 graczy przy stole przyjdzie nawet do głowy powyższy tok myślowy, więc wyglądam na stiltowanego spazzera. Jak teraz dostanę układ to ZABIJĘ.
Nie dostałem układu przez cztery levele.
Ale zrobiłem zajebistego folda. Na Qh7c3hKx foldnąłem QTcc po x/r F i bet T na pana od JT/22/JJ i uczciwe 33 pokazał. Jednak blokery i unblockery działają.
Grałem w miarę ok, udało mi się zrobić squeeze-shove za 50bb z JTs, gdzie typ foldnął AQo face-up z tekstem „You have ace king minimum, nice hand”, ale też niepotrzebnie bawiłem się na np. w callowanie x/r z A6 na QQ6, gdzie randomowi na BB nawet nie przyjdzie pewnie blef do głowy.
Nie było wielkich spazzów, ale tu o 1bb suboptymalnie, tam o 1bb suboptymalnie i już jest 2bb mniej w stacku.
Przy pięciu osobach do kasy zagrałem reshove z A9s, a na BB obudził się okrutnie upocony Turek. Cały aż stężał i wiedziałem, że mój turniej będzie się miał ku końcowi po złudnej szansie trafienia swoich 30%. Usiadłem do 1.100€ turbosa, gdzie po nabudowaniu stacka do 2x startowego wjebałem dwa flipy i odpadłem bez historii. Pozostało kibicowanie Triplasowi, który wciąż jeszcze był w Main Evencie.

Turek pogromca
Biedny Triplas dostał się na telewizyjny stolik, gdzie miał wątpliwą przyjemność wysiedzenia dwugodzinnego bubble’a, mogliśmy więc na kasynowym wielkim ekranie podziwiać z półgodzinnym delayem, jak dusza opuszcza powoli jego ciało. Chłop wymęczył mincasha, po czym insta wsunął AJo z UTG i kątem oka mógł od razu zaobserwować nerwowe wiercenie się gościa na UTG+1. Nie jest to raczej to, na co liczysz w tej sytuacji. Pan w końcu dał z TT i akcja poszła do dziada na BB, który podniósł AK.
Dziad się złapał za łeb i zajęczał, jakby właśnie otrzymał złe wieści od onkologa. Marudził i kręcił głową z dwie minuty, w końcu ogłaszając, że strasznie nie lubi callować AK, bo zawsze przegrywa z piątkami. Oczywiście od początku nie ulegało dla nikogo (włącznie z dziadem) wątpliwości, że da. Po prostu postanowił zmarnować czas swój, innych graczy oraz was czytających ten akapit, którego bez fake-tankującego dziada by przecież nie było.

Załamany Kuba po odpadnięciu trzy razy z Maina
Triplas po odpadnięciu połączył się z nami w lobby, gdzie mogliśmy już całą ekipą grać w paluszka o whisky sour. Oczywiście nie omieszkałem mu napomkąć, że gdyby wcześniej nie dał paru bb za darmo chipleaderowi, to by to AJo po prostu raise/foldnął i pewnie tego Maina wygrał. Od czego są przyjaciele.
Słowniczek:
- Paluszek, Paluch – apka Chwazi na telefon służąca losowaniu płacącego za rachunek
- Whisky Sour – główny drink wyjazdu, jedyne 8€ w barze kasynowym
Parę takich flipów o 48€ później, pojawił się klasyczny leninowski dylemat – co robić? Ja jako jedyny byłem na tyle wielkim graczem, że wyraziłem gotowość grania hypera za 100€, ale reszta spojrzała na mnie z mieszanką zdziwienia, pogardy i podziwu, że mam jeszcze siłę na takiego podłego karalucha o 23:00 i postanowiła ze wspaniałego duo alko & gambling wyeliminować zbędny element w postaci hazardu i skupić się tylko na piciu – uznali, że pójdą na miasto.
Może nie widać tego po tych wpisach, ale jestem mocno introwertyczny, lubię sobie posiedzieć sam, nie przepadam za wypadami na miasto, klubami itd. W związku z czym zostałem grzecznie w hotelu, a większość chłopaków wybrała się na klasyczny wypad na miasto zakończony m.in. klasycznym powrotem po 5 rano, zerwaniem zasłony i położeniem się spać w nieswoim łóżku w nieswoim hotelu. Następnego dnia czekała na mnie ostatnia szansa na odkucie wyjazdu, czyli High Roller za 2.000€ albo 440€ PSKO.
Dostaję trochę sygnałów, że za negatywnie oceniam swoje rozdania albo jestem za samokrytyczny i wygląda przez to, jakbym zawsze grał chujowo. Jak piszę „grałem ok” albo „grałem nie najlepiej”, to porównuję to do swoich własnych oczekiwań. Ciągle jest to – rzecz jasna – lepsza gra niż dowolnego Main Eventu.
Ale następnego dnia i w następnym wpisie będzie mieli okazję zaobserwować rzadkie zwierzę – agresywny, dobrze grający i zadowolony ze swojej dyspozycji Radogoszcz, budzący w siedzących po prawej rywalach taką frustrację, że dosłownie drą się na całą salę jak zwierzęta. Polecam, fajna sprawa. Do usłyszenia!
C.d.n.
PS. No macie to zdjęcie kelnerki, po tylu prośbach na priv nie będę już taki.

Miriam