Zapraszamy na nowy odcinek Radogoszcz Blog, a w nim ostatnią już część przygód w Tallinie podczas festiwalu Summer Showdown!
Reward the bull
Poprzedni dzień zakończyłem lekko wkurwiony i nawet coś tam po cichu marudziłem o nie graniu High Rollera, tylko odpaleniu 440$ na spokojnie. Oczywiście nikt (włącznie ze mną) tego marudzenia nie brał na poważnie, bo jasne jest, że skoro już tam jestem, to turniej z najwyższym wpisowym trzeba zagrać. Wybraliśmy się na pizzę, po czym chłopaki poszli walczyć na deepie, a ja poszedłem do sklepu i na siłkę, zrobiłem też trochę jogi, żeby poczuć się jednością z wszechświatem i z układem.
Usiadłem przy stole, gdzie złapałem od razu kontakt z sympatycznym, wytatuowanym od stóp do głów (highlightem zdecydowanie 67dd na całą rękę, wygrał kiedyś z tą kombinacją turniej w Rozvadowie) panem w czapce LAS VEGAS. Pan narzekał na jakość whiskey na sali turniejowej – był tylko Jack Daniels, którego określił jako „For woman only”, a Chivasa z dołu z kasyna uparcie nie chcieli mu przynieść. Pan mówił też, że jego credo to „No whiskey, no game”, więc bardzo się wszyscy ucieszyli, kiedy w końcu sobie zapas chivasowych drinków zorganizował w czasie przerwy.
Skoro już jesteśmy przy alkoholu – dosiadł się do mnie Niall Farrell. Od razu zamówił po dwa browary dla wszystkich chętnych i rozpaczliwie szukał chętnego na jagerka. Jako że mam serce i patrzam w serce, a w sercu Nialla widziałem pustkę spowodowaną przez niedobór jagerka, zdecydowałem się mu dopomóc.
Nie wiem czy to kwestia wypoczynku, jogi, przyzwyczajenia się do dynamiki live, czy tego, że podszedłem do turnieju z mniejszą spiną niż do Maina czy % w organizmie, ale grało mi się bardzo dobrze. Nie ma to jak pomyśleć vs jaki bet by mi się ciężko grało w danym spocie, betnąć turna i po minutowym tanku zobaczyć fold i Litwina rozkładającego ręce ze słowami „Dude, there is nothing good I can do against that sizing”.
Tuż przed przerwą miałem jeszcze jedno dość stresujące rozdanie – check-raisnąłem 64s na 552 i znalazłem się z 6 high na riverze. Na moje nieszczęście blokowałem oba 65s/54s u rywala i było dla mnie jasne, że na river to sześć haj dosunąć muszę, bo się uduszę.
Dosunąłem więc i spędziłem parę minut miarowo oddychając i gapiąc się w board (żadnych okularów, zasłaniania ryja, siedzę jak byk), podczas gdy młody agresywny estoński gracz rozmyślał popijając lagera. Po tych bardzo długich minutach ogłosił „I’m not getting a good read to call this” i wyjebał, czym niezmiernie mnie ucieszył i potwierdził tylko fakt, który podejrzewałem już po tym, jak Niall popełnił na mnie 4/4 złych decyzji – niech sobie readują i gapią się do woli, chyba tym gorzej dla nich tylko.
Wyjebany z turnieju Remi pomyślał o kolegach i ogarnął nam w przerwie burgery. Zrobiliśmy uczciwego flipa paluszkiem o to, kto płaci (przegrał chyba Kuba) pod nieobecność Wojtka, co uznaliśmy za doskonałą okazję do sprawdzenia lojalności Wojtka wobec ekipy i zaufania do nas – wkręciliśmy mu, że zrobiliśmy flipa bez niego i przegrał i ma zapłacić. Niestety Wojtek nie zdał egzaminu i domagał się powtórzenia flipa, bo jak nie był obecny, to nie da. W końcu przyznaliśmy że „it’s just a prank bro”, a ja spuchłem z dumy z powodu mojego doskonałego występu aktorskiego.
Pora była jednak popisać się występem pokerowym i na semi-FT grałem naprawdę dobrze. Biedny inny Litwin po mojej prawej był już tak sfrustrowany, że zaczął dosłownie drzeć się na całą salę jak zwierzę, pomimo błagań krupierki o litość. Potem wyjebałem go w rozdaniu, które było naprawdę rzadko się zdarzającym kompletnym outplayem postflop, nie będę szczegółowo rąk opisywał, bo wątpię, żeby techniczna analiza kogokolwiek interesowała – jedyne, co z tego bloga wzbudziło żywe zainteresowanie publicznie, to kelnerka Miriam.
Na semi-FT zbliżał się bubble, na stole było dwóch klasycznych dziadów i Holender będący obecnym wyłącznie ciałem, bo jego dusza już przebywała na parkiecie w klubie, w związku z czym moje VPIP wynosiło jakieś 75%. W pewnym momencie dostałem nawet KK i wtedy stało się coś strasznego – dostałem klik 5-beta od dziada.
Prawie foldnąłem, wyrzuciłem mu postflop na JTxx, pokazał asy. Przez chwilę czułem się jak w durnym setupie w filmie z Bondem, na szczęście wjebałem tylko pół stacka i przez resztę dnia już się dzielnie budowałem, sącząc podwójną wódę z ananasem postawioną mi przez Holendra i wchodząc na FT jako trzeci stack.

Hitman i jego ofiary
Na FTku usiedliśmy w sześciu młodych (ci z ekipy beneluksowo-niemieckiej jeszcze najebani) i dziadek. Nie wiedzieliśmy, że zamiast być dawcą żetonów dziadek okaże się prawdziwym emerytowanym hitmanem i w ciągu 20 minut zajebie trzy osoby.
Na dobry początek jego ATo shovnięte przez cały stół za 80bb effective trafiło Greensteina na river vs JJ, potem AA zdejmują kolejną głowę. Parę rąk później reg zapycha naszemu seryjnemu mordercy jakieś 20bb.
Dziadek łapie się za głowę. Prosi o count. Masuje się, marszczy, mówi coś sam do siebie. Po chwili kiwa głową, mówi mocno CALL!
I rzuca na stół dwa czarne asy. No biedny Paul nie był zachwycony takim slowrollem.
Szybko doszliśmy też do 3-handed, gdzie niestety Hiszpan mnie scoolerował, a potem dziadek wyeliminował mnie jako swój piąty skalp budząc się z waletami na 16bb na big blindzie. 20k euro, uczciwy score, grałem FT ok, trip udany. Zamiast spać przed naszym porannym (6:00….) lotem posiedzieliśmy z Kubą z chłopakami w kasynie, przegrałem 85€ na jakimś kasynowym pokerze, w którego grałem po raz pierwszy w życiu i nie miałem pojęcia co robię. Potem lot, pociąg i moje niedospane, ale bogatsze o doświadczenie życiowe i trochę euro zwłoki stawiły się w Łodzi.
Wielkie podziękowania dla całej ekipy – Kuby, Remiego, Wojtka, Triplasa i Huberta, dzięki wam wyjazd był zajebisty. Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze coś zmontować w podobnym składzie. Pozdrowienia też dla Andrzeja, Łukasza, Michała i Krzyśka, zawsze miło jest pogadać z rodakami na wyjazdach i pokibicować sobie nawzajem.
Osobne podziękowania dla Filusia, który zajmował się solo naszymi graczami podczas mojego pobytu w Estonii, gdy byłem raczej wyłączony z gry szkoleniowo.
No i na koniec podziękowania dla wszystkich czytelników. Jeżeli jest coś, co chcielibyście na tym blogu zobaczyć, to dajcie mi znać. Trzymajcie się i do usłyszenia!