Jako, że dzisiaj jest właśnie ten dzień, 24 maja, to chciałbym złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji 61 urodzin osobie, która towarzyszy mi niemal nieprzerwanie przez większość pokerowych wieczorów. Mowa oczywiście o dobrze znanej dziennikarce i prezenterce – Grażynie Torbickiej.
Wiecie co? Żartowałem z tymi życzeniami. Najwyższy czas, żeby ona zniknęła z mojego życia na dobre. Więc, droga Grażynko, weźże spierdalaj! Najlepiej jak najdalej!
Czas przejść do początku, czyli mniej więcej do połowy pierwszej dekady XXI wieku.
Postacie biorące udział w tej opowieści nie są przypadkowe. Tak powinna się rozpocząć pierwsza część tego bloga. Oczywiście imiona noobów, stulejarzy, dobrych ziomków, a także innych postaci zostały zmienione. Miejskie klimaty to sito, na którym osadzają się fragmenty nieintelektualnej ceramiki, więc wolę być ostrożny i nie używać prawdziwych imion. Bo że dostać w tym kraju w ryj było kiedyś stosunkowo łatwo, każdy stały bywalec naszego ryneczku czy nowohuckich alejek doskonale wie.
Jeszcze jedno. Postać Wojtka nie jest przypadkowa i będzie wyjątkiem od reguły zmieniania imion w celu zapewnienia sobie nieobitego ryja. Chociaż powiem Wam szczerze, zastanawiam się jakie to ma znaczenie, gdyż i tak nasze opalone od słońca gęby są mniej lub bardziej pozasłaniane maseczkami. Cytując jednego z hip hopowych klasyków „morda nie szklanka, nie zbije się, zaciskam zęby, bo dobrze o tym wiem, że zawsze i wszędzie Policja jebana będzie”. Temat naszych stróżów prawa na pewno się pojawi w przyszłości na tym blogu, co mam nadzieję Was ucieszy, ale wszystko w swoim czasie.
Spodobały Wam się stare dobre polskie rymy ? No to lecimy dalej!
Był grudzień 2006 rok, mieszkanie u Wojtka, w domu starzy, długi pies, ot taki typowy nowohucki blok.
To miało być miejsce, gdzie moja pokerowa kariera rozpocznie się na dobre, nabierze rozpędu. No bo niby czemu nie, skoro towarzystwo dostawało ode mnie regularne bęcki w „monetarną” odmianę teksańskiego klinczu ? Pojęcie scarred money nie było mi wtedy znane, ale pamiętam jak niektórzy przy tych stolikach murowali. Drodzy Czytelnicy, a może chcecie po prostu poznać bohaterów tych gier ? Chcecie! To na początek macie kilkoro z nich. Szkoda, że obiecałem sobie nie podawać prawdziwych imion, bo chętnie bym tych grajków przedstawił z imienia i nazwiska. Podałbym Wam nawet ich adresy, żebyście ich w przyszłości ojebali na kasę gdzieś przy pokerowym stole, a może nawet w butelkę na ławce przy szkole.
1. Quadminer – Vpip 8, PFR 4, AF 0, 3-bet 0
Zacząłem od niego, gdyż był to teoretycznie najbardziej tight przeciwnik przy stole. Osobnik obdarzony inteligencją. Przynajmniej tak mi się kiedyś wydawało. Jak coś „betnął”, to choćbyś miał karetę, to trzeba było spierdalać z rozdania, bo na pewno miał lepiej. Wkurwiał wszystkich, bo się notorycznie spóźniał na gierkę no i prawie zawsze kupował sobie o 4-5 piw za mało i dyskretnie uszczuplał zapasy innych pokerzystów. Skoro brakowało mu piwa, to na re-entry też, gdyż „wypłacił z bankomatu tylko 50 złotych”. Na gierkę prawie zawsze przyjeżdżał dyliżansem ze swoją Panią. W późniejszych latach doszliśmy do wniosku, że jak gierka ma się rozpocząć o 21, to jemu mówimy, że o 20.30. Jebaniutki wyczuł nosem o co biega i dalej się spóźniał. Na punktualności nam zależało, gdyż w tamtych czasach graliśmy raptem w kilka osób, więc nie było później rejestracji. Jestem pewny, iż było mi to pojęcie jeszcze wtedy nieznane. Dopiero później pojawiła się późna rejestracja. Pierwsze gierki odbywały się u niego w wynajętym mieszkaniu.
2. Baba Jaga – Vpip 80, PFR 50, AF 4, 3-bet 25
Kolejna gwiazda naszej małej pokerowej ferajny. Do grania z nim trzeba było mieć sporo cierpliwości, bo nakurwiał bety z prędkością światła. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek będąc z nim w heads upie wygrał jakiś showdown po all inach. Kochał łamać swoim 74s moje rakiety czy inne karty z gatunku premium. Na river nie foldował, często swoje sprawdzenie kwitował słowami „a chuj, dołożę”. Oczywiście przegrywał. Jak leciały zaproszenia na gierkę, to zawsze prosił, żeby mu odłożyć kilka re-entry, które oczywiście w całości wykorzystywał. Bywało, że nabrał tyle re-entry, że ledwo mu się zwracało, jak wygrywał.
3. Caryca – Vpip 35, PFR 5, AF 1, 3-bet 0
Laska Quadminera, ładna szczupła blondynka, w sumie to nie spożywająca alkoholu, ale często miałem wrażenie, że jest na smakach. Prawie zawsze zajmowała miejsce najbliżej kibla, co było wkurwiające, bo przecież nie chodziła lać co chwilę, jak np. Baba Jaga czy ja. Kiedyś próbowałem jej udowodnić, że gracza przy stole można „czytać”, a jej trzęsąca się rączką mówi wszystko. Nie uwierzyła. Jak raz po raz zgadywałem, że ma slowplayowaną top parę z flopa na mokrym, dynamicznym boardzie, o czym świadczył napis na czole wykonany z wystających od stresu żył „jednak powinnam była betnąć chociaż trochę tego flopa”. Nigdy nic nie mogła zarobić, bo…nie betowała. Chciała po prostu „podgolić”, a nie wyrzucić, jak to wielokrotnie powtarzała. Często była strofowana przez swojego chłopaka jak to chujowo gra, a tak naprawdę często grała lepiej niż on. Wiecie dlaczego? Bo grała, a nie chowała się za ogromnymi wieżami ułożonymi z żetonów tak jak jej partner.
To by było na tyle. Czas wyjść z dziećmi na spacer, złapać trochę czystego, nowohuckiego powietrza i przygotować się do sesji.
Bo dzisiaj jest Biedziela. Grać trzeba.
Total live earnings – 99 zł.
CDN.